Archiwum listopad 2003


lis 29 2003 Zaczynam prace
Komentarze: 4

Mozna powiedziec ze rozpoczalem juz prace. W srode rozmowa, w piatek maly instruktarz, dzisaj probne 2 godzinki a jutro rzut na gleboka wode i praca od switu do zmierzchu. Kafejka w ktorej bede robil jest nawet fajna...klientela tez jest fajna...patrza tylko gdzie cos zwinac. Nie widzialem jeszcze takiej ilosci zlodziejaszkow wszelkiej masci w jednym miejscu.

 Mimo szczerej checi powstrzymalem sie od bycia niemilym wobec bylego mojej dziewczyny. Doszedlem do wniosku, ze narazie mu odpuszcze...w koncu zalezy mi na kasie. Pracuje w sylwka, wiec chcialem skoczyc sobie na mikolajkowy zlot i wyszalec sie troche, a bez dodatkowej kasy nie bedzie to mozliwe.

 Bawi mnie to, ze moje dziewcze zaczyna sie martwic, ze mam z nim dobry kontakt. Sytuacja wymyka sie spod kontroli i nie jest chyba tak jak ona to sobie wyobrazala... Wydawalo jej sie chyba, ze bede z nim walczyl, czy tez w jakis sposob okaze sie niemily. A tutaj nie dosc ze wszystko miedzy nami jest ok, to do tego ja jeszcze nie zdaje sprawozdan z tego o czym gadamy i co tam sie dokladnie dzieje.

  I na koniec jeszcze maly nocny cytat z srody:

 Obudzilem sie w srodku nocy z mocna ochota na rozne smieszne ruchy. Wtulilem sie w pochrapujaca dziewczyne, zsunalem dlon na niesforne miejsca(niczym nie skrepowane, bo sypiamy raczej nago) i uslyszalem:

"MICHALKU, nie...MICHALKU..."

 Wszelka ochota na seks odeszla mi odrazu...Nie mam na imie Michal...

 Jej szczescie, ze nie powiedziala np: "tak Michalku, wyzej", bo by musiala w nocy do domu jechac.

meski-zywot : :
lis 27 2003 Problemy wychowawcze
Komentarze: 5

Ona wie jak mnie wyprowadzic z rownowagi. Wystarczy zaczac rozmowe na temat mojej rodziny i wychowania mojego brata. Brata ktory jest duzo mlodszy ode mnie. Zaczne jednak od poczatku.

 Moj brat jest osobnikiem o trudnym charakterze. Ma problemy w nauce, ciezko zmusic go do jakiegos wysilku, czasem wrecz nie ma sposobu zeby sie z nim dogadac. Chlopak we wczesnym dziecinstwie mial sporo problemow ze zdrowiem. Chorowal na zapalenie opon mozgowych, co u 4 czy 5 latka jest bardzo niebezpieczne. Choroba ta doprowadzila do tego, ze dzieciak prawie stracil wzrok. Denka od sloikow nosi do tej pory. Zapalenie opon w tym wieku wplywa tez negatywnie na dalszy rozwoj psychiczny takiego mlodego czlowieczka. Lekarze juz wtedy mowili, ze dzieciak moze sprawiac problemy wychowawcze.

 Ich prognozy sie sprawdzily. Problemy zaczely sie juz w szkole podstawowej, gdzie mlody rok przezimowal w 5 klasie. Problem byl tez z dotarciem do niego. Zaczely sie pierwsze wizyty u psychologa. Niewiele jednak one pomagaly i co roku cenzurka nie wygladala najlepiej. Mlody dotrwal jednak jakos do konca podstawowki i rozpoczal nauke w liceum o profilu zawodowym.

 Z wyborem szkoly tez byl spoty problem bo po przeprowadzeniu badan okazalo sie, ze chlopak nie bedzie mogl pracowac w prawie zadnym zawodzie. Zadna samochodowka, czy inna o "meskim" profilu nie wchodzila w rachube. Lekarze wysylali go do szkoly ogrodniczej, co w jego przypadku bylo jednym wielkim jokiem. Znalazla sie jednak jedna szkola w ktorej od biedy mogl sie uczyc. I od poczatku zaczely sie problemy. Chlopak sie zamknal w sobie i za cholere nauczyciele nie mogli do niego dotrzec. Final byl taki, ze znow umoczyl rok. Jako ze to pierwsza klasa, nie przyslugiwala mu szansa powtarzania klasy. Jednak matula stanela na uszach, wyciagnela wszystkie opinie od psychologow i zalatwila, ze mlody zostal w tej szkole. Przy okazji dostalo sie jej po uszach, ze nie pokazala papierow wczesniej, bo w takich przypadkach nauczyciele podchodza w inny sposob do ucznia. Teraz jakos ta nauka mu idzie i gdyby nie jego trudny charakter, byloby wszystko ok.

 Wczoraj w chwili kiedy mlody pokazal rozki i nie chcial sie za cos zabrac, moja dziewczyna wtracila swoje 3 grosze...zupelnie niepotrzebnie. On jej odszczeknal, ze nie jest u siebie, wiec niech sie nie odzywa. Mial racje, bo ja sie nie wtracam w jej rodzinne sparwy, i mnie tez sie to nie spodobalo.

 Ona za to dzisaj strzelila focha, powiedziala, ze nie jest u siebie i wyszla ode mnie tylko dlatego, ze moj brat siedzial w moim pokoju i gral na kompie. Zadzwonilem przed chwila do niej z pracy, nie bardzo wiedziac o co jej chodzilo wczesniej. Dowiedzialem sie, ze nie bedzie siedziala u mnie w pokoju w tym samym czasie co on. Czyli foch na calego.

 Ona nie umie zrozumiec mojego brata i jego problemow. Moze gdyby sie wychowala bez ojca, tak jak mlody, w biedzie, przy matce ktora nie umiala zapanowac do konca nad swoimi dorastajacymi synami, zrozumialaby. I moze wtedy nie wstydzialaby sie za moja rodzine. To mnie boli, ze ona woli przemilczec temat moich bliskich niz o nich wspominac. Doszlo do tego, ze wprost jej ostatnio powiedzialem, ze jesli to tak ma wygladac, to lepiej zebysmy sie rozstali, bo ja nie wyobrazam sobie zycia z kims kto bedzie sie wstydzil mojej rodziny. Nic na to nie poradze, ze nie urodzilem sie w rodzinie gdzie ojciec jest dyrektorem i gdzie nigdy tak naprawde nie brakowalo kasy. Powiedzialem jej wprost zeby poszukala sobie faceta z odpowiednim dla niej wyksztalceniem, z bogata rodzina i fajna fura, tak zeby nie trzeba bylo ukrywac pochodzenia swojego partnera.

 Na tle wychowania mojego brata, ostatnio dosc czesto wybuchaja spory. Wynikaja one z tego, ze do niej pewne sprawy nie docieraja. Dla niej na przyklad, nie jest mozliwe zeby ktos kto ma pelno kolegow w okolicy, mial problemy z komunikacja w szkole. Nie moze zrozumiec tez dlaczego mlody dostal kompa na 18, skoro w domu sie nie przelewa(co mnie bardzo drazni, bo nie rozumiem jakim prawem wylicza ona moja matke i mnie z posiadanej kasy)... Takich problemikow jest duzo wiecej i kiedy przychodzi chwila, ze z nia o tym rozmawiam, opadaja mi rece i czuje sie bezsilny, bo nie wiem jak jej to wytlumaczyc. I albo ona nie chce tego zrozumiec, albo ja jestem cienkim tlumaczem.

 Ze mna tez byly problemy wychowawcze, a jednak jakos wyszedlem na ludzi. Ze mna matka tez sobie nie radzila, sporo popijalem, mialem klopoty ze szkola(ale nie z nauka), i rogata nature. Wyszedlem na ludzi, pracuje, zarabiam, umiem zadbac o siebie i swoje dobro... Dla niej jednak, moj brat juz przegral swoje zycie mimo, ze dopiero co skonczyl 18 lat.

 Chyba wiekszosc facetow przechodzi w mniejszym lub wiekszym stopniu okres buntu przeciw calemu swiatu. A ze nie kazdy potrafi nad tym zapanowac to juz inna historia.

 I kiedy dzisaj wieczorem do niej zadzwonilem,przy okazji wyjasiania jej zachowania z popoludnia, znow zaczal sie temat wychowania mlodego. I poraz kolejny nie znalzlem argumentow na tyle prostych, zeby wtloczyc je do jej blad glowki. Rozmowa skonczla sie naglym pozegnaniem i cisnieta  w zlosci sluchawka na widelki.

 

meski-zywot : :
lis 26 2003 Ja tylko chcialam dobrze...
Komentarze: 4

 W sobote delikatnie sie zapytalem jak to jest z tym zmeczeniem zwiazkiem. Dziewczyna sie zdenerwowala na swoja przyjaciolke, ze ta sobie gdyba tak niefortunnie. Powiedziala, ze nic takiego nie ma miejsca i gdyby faktycznie tak bylo dowiedzialbym sie pierwszy. Obiecala przeprowadzic rozmowe wychowawcza.

 Rozmowa sie odbyla w poniedzialek i wyszlo na to, ze jestem mlotem, ktory wszystko zle rozumie. Unioslem sie delikatnie, ale chwile wczesniej obiecalem, ze nie wyciagne konsekwencji z tego co uslysze. Pozalowalem tylko, ze nie zapisalem nigdzie naszej rozmowy, zeby moc udowodnic jak to wygladalo. Biedna dziewczyna chciala dobrze, tylko ja jestem tak tepy ze nic nie rozumiem co sie do mnie mowi. Od jakiegos czasu nie moge sie z nia dogadac, wiec nawet z ulga przyjalem do wiadomosci to co sadzi ta dziewczyna o mnie. Bede mial dobry pretekst zeby unikac spotkan z nia.

 Dobrymi checami pieklo jest wybrukowane.

meski-zywot : :
lis 22 2003 Zmeczeni zwiazkiem
Komentarze: 3

 Czasem nocne siedzenie na czacie sporo daje. Nawet sie nie spodziewalem ile mozna sie dowiedziec. Wlasnie zakonczylem rozmowie z przyjaciolka mojej dziewczyny, z jej powiernica.

 Z krotkiej rozmowy ktora wywizala sie miedzy nami, dowiedzialem sie, ze moje kochanie jest zmeczone zwiazkiem(to byla sugestia, nie stwierdzenie faktu), ze jestem postrzegany jako uparty osiol, ze swoim dziwnym poczuciem meskiej dumy, ktory wszystko musi postawic na swoim i ktory nie bierze wcale pod uwage zdania swojej partnerki.

 Rozmowa zaczela sie od tego, ze nie stwierdzilem, ze nie przyjmuje wszystkiego co uslysze od mojej dziewczyny jako cos pewnego i swietego. Zycie mie nauczylo zeby nie brac wszystkiego za pewniak. Jak moge wierzyc we wszystko skoro sa rzeczy przez ktore budza sie moje watpliwosci. Wpadanie w slinke z przyjaciolka(akurat z ta od ktorej dzisaj to wszystko uslyszalem) niby dla zartu, depilowanie sie dla kolegi, czy tez uciekanie przed swoim bylym facetem z tlumaczeniem, ze nie chce zeby on ja zobaczyl z tlustymi wlosami.

 To sa niby drobiazgi, ale ja juz raz oberwalem po dupie, tylko dlatego ze nie zauwazalem wlasnie takich rzeczy. Moze sie myle i moze te drobiazgi nic nie znacza(bo nie musza), ale ja jestem tylko czlowiekiem i tez mam prawo do watpliwosci.

 I dzisaj slysze o zmeczeniu, czy tez o tym jaki jestem straszny. I jest to woda na mlyn mojej wyobrazni. Najbardziej mnie martwi to zmeczenie, bo od czegos co meczy zazwyczaj szuka sie ucieczki. Co do reszty, to zdaje sobie sprawe z moich przywar i wiem ze jestem uparty i chwilami despotyczny. Nie zamierzam sie pozbywac mojej dumy chocby nie wiem jak smieszna sie wydawala. I bede uparty w obronie swoich racji i zasad ktore wyznaje. A to ze lubie stawiac na swoim, to taka juz moja natura. Zawsze jednak pozostawiam wolny wybor. Nigdy nie mowie ze musi byc stanowczo tak jak ja chce. Jesli z czyms sie nie zgadzasz, ok, droga wolna, rob po swojemu.

 Musze to wszystko przemyslec i dowiedziec sie jak to w koncu w naszym zwiazku jest. Bo jesli faktycznie ona sie przy mnie meczy to nie ma sensu dalej tego ciagnac. Trzeba to zakonczyc, zanim nie bedzie miedzy nami naprawde zle...

meski-zywot : :
lis 20 2003 Kieszen pelna dumy
Komentarze: 3

 Schowalem dume do kieszeni. Troche mnie to kosztowalo, ale zmusilem sie i nic z tego nie wyniklo. pracy dodatkowej jak nie mialem tak nie mam. Kiedy rozmawialem z kolesiem, nad glowa stal moj cenzor i pilnowal czy aby przypadkiem nie korzystam z okazji, ze mam numer gg tego faceta i nie niszcze mu dziecinstwa. Bylem grzeczny i nie zamierzalem czynic niczego przeciwko temu czlowiekowi. Zalezy mi na pracy, wbrew obiegowej opini, ze szukam roboty tylko nie chce zadnej znalezc. Narazie wiec musze sie jeszcze poczekac na dodatkowe zrodlo dochodu.

 Za to moja dziewczyna i tak byla zadowolona. Posiedziala sobie na necie od 20 z hakiem do 0 30. A ja siedzialem i nie mialem co robic... Komp z dostepem do netu tylko jeden a mnie nie kreci czytanie prywatnych rozmow. Mimo zapewnien, ze ona nie ma nic do ukrycia, nie chcialem siedziec i patrzec w ekran. Nie sa mi do niczego potrzebne popisowe rozmowy:)

 Czas jaki mialem "dany" poswiecilem na Stara Basn, bo przynam szczerze odpuscilem sobie ostatnio lekture. Zazwyczaj w pracy te 2-3 godziny spedzalem nad ksiazka, ale ostatnio za bardzo wkrecilem sie w wir rozmow na czacie i tego czasu mi brakowalo.

 Nie zmienia to jednak faktu, ze nie bylem zadowolony z tego, ze moje kochanie tyle czasu jest u mnie w pracy. Kompa uzywam za cichym przyzwoleniem dyrekcji, ale z przyjmowania gosci bym sie nie wykrecil. Zwlaszcza gdyby ktos wpadl do pracy wieczorem po jakies papiery, czy z jakiegoklowiek innego powodu i zastal ja przy kompie. Dlatego stresuja mnie takie sytuacje i nie ukrywam swojego niezadowolenia.

 Ona tego nie rozumie. WYdaje jej sie chyba, ze sprowadzam sobie po nocach jakies panienki i uzywam z nimi na biurku dyrektorki. Nie dociera do niej, ze te czasy bezpowrotnie(placze) sie skonczyly, jak tylko zaczal sie nasz zwiazek. Wczesniej bywalo, ze z braku lozka przyjmowalem "kolezanki" na biurku, ale teraz ten mebel jest zarezerwowany dla jednej. Gdybym chcial to po jej wyjsciu(zazwyczaj kolo polnocy) tez moglbym sie zabawic. Ale nie po to mam stala partnerke zeby skakac na boki. A jeslibym chcial zmienic to nie krecilbym na dwa fronty tylko szczerze powiedzial, ze to juz jest koniec. Jestem bezposredni i jazdna na dwie strony bylaby dla mnie zbyt meczaca.

meski-zywot : :